wtorek, 22 lipca 2014

Epilog


***

Wysiadł z samochodu i przewiesił torbę przez ramie.
Spojrzał na stadion i uśmiechnął się. Ze środka było słychać krzyki i śpiewy kibiców, taką atmosferę uwielbiał, tu czuł się jak w domu.
Zamknął auto i ruszył w stronę wejścia.
W środku krzyki słychać było jeszcze mocniej, poczuł woń murawy i po raz kolejny tego dnia uśmiechnął się.
Ruszył w stronę szatni, drogę znał na pamięć, jednak tym razem jechał wolniej, rozglądał się dookoła, oglądał wszystko na nowo, chciał znowu poczuć to co kiedyś tu przeszył.
Zatrzymał się przed szatnią, z której dobiegały śmiechy i krzyki i czekał na odpowiedni moment.

***

W szatni..

-Ej chłopaki spokój! Jeszcze nie wygraliście meczu!-krzyczał Gerardo i próbował okiełznać tę sforę.
-Spokojnie trenerze wygramy to-odpowiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Dani Alves.
-Nigdy nie lekceważ przeciwnika a tym bardziej takiego jak Real Madryt a teraz wszyscy siadać podaje skład!
-Dobrze już dobrze-odpowiedzieli piłkarze.
-W bramce Victor dalej obrona Dani, Gerard, Marc, Jordi, na pomocy zagrają Cesc Xavi i Andres a atak Alexis i Neymar.
Bartra skrzywił się lekko i zaczął liczyć na palcach.
-Ale trenerze to jest 10 a nas powinno byś 11-powiedział z głupią miną.
-Właśnie-dołączył się Neymar.
-Dobrze myślisz Marc ale nie pomyliłem się.
-To mamy zagrać w 10? Niby jak?!
-Nie kwestionuj słów trenera-powiedział groźnie-ale masz racje nie zagracie w 10 a kogo wam brakuje?
-Napastnika-odpowiedział Victor.
-Świetnie a oto wasz napastnik-powiedział i ręką pokazał drzwi.
Piłkarze już do końca zdurnieli.

***

Usłyszałem słowa trenera i wjechałem do środka a oni zdębieli.
-Leo?-zapytał Alexis.
-Nie to niemożliwe my mamy omamy-tym razem głos zabrał Pedro.
-Nie macie omam-powiedziałem ze śmiechem-tak to ja przyjechałem wam coś powiedzieć.
-Ale przecież ty jesteś inwalidą, nie to jakiś żart-powiedział osłupiały Neymar.
-Dajcie mi to wszystko wytłumaczyć ale pierwsze zacznę od czegoś innego.
Przepraszam was za to, że wtedy po śmierci Anto narobiłem takich głupot, po wypadku nie potrafiłem spojrzeć wam w twarz i przeprosić, jestem tchórzem i idiotą, wiem to ale teraz chciałbym was prosić o to byście mi wybaczyli.
-Leo jesteś wielkim idiotą to prawda, czemu wcześniej do nas nie przyszedłeś przecież byśmy Ci pomogli, każdy, przecież jesteśmy jak rodzina i wiesz to.
-Tak wiem i przepraszam-powiedziałem i spuściłem głowę.
-No ale co było to było a teraz przyszedłeś i przeprosiłeś jak prawdziwy facet a więc witaj z powrotem-powiedział Andres i przytulił mnie.
Po nim zrobił to każdy z piłkarzy.
-Ale ja czegoś dalej nie rozumiem przecież jesteś kaleką to jakim cudem chcesz dzisiaj zagrać.
Teraz nastał moment, w którym podniosłem się z wózka i podszedłem do nich bliżej.
Na widok ich min parsknąłem śmiechem.
-Nie no to już są jakieś żarty-powiedział osłupiały Dani.
-Jak ty to... Przecież ty jesteś kaleką to niemożliwe-dodał Jordi.
-Miałem wypadek i dostałem drugą szanse od Boga, której nie zmarnuje i oto jestem tu przed wami i zamierzam pomóc wam dzisiaj rozbić Real.
-Możesz grać?
-No pewnie przecież bym wam teraz nie zawracał głów.
-Leo niedawno kontaktował się ze mną, z klubem i ligą wszystko jest już uzgodnione może dzisiaj grać ale nikt poza wami nie wie o tym wiec trzeba im w końcu powiedzieć-odpowiedział trener z uśmiechem-Leo przebieraj się a i witamy z powrotem.

Po paru minutach wszyscy piłkarze zaczęli wychodzić z szatni a jako ostatni uczyniłem to ja.


***

-Panie i panowie mamy już skład drużyny z Madrytu.
Casillas, Marcelo, Ramos, Pepe, Alonso, Di Maria, Morata,Khedira, Bale, Ronaldo, Benzema.
Jednak dalej mamy problem ze składem z Katalonii.
No nic zaczekamy na piłkarzy i zobaczymy. Zapowiada się całkiem ciekawe spotkanie jak to zawsze w przypadku tych drużyn stadion jest pełny.
Uwaga, uwaga piłkarze wychodzą na murawę. W barwach Barcelony dziś wystąpią: Valdes, Alves, Pique, Bartra, Alba, Xavi, Iniesta, Fabregas, Sanchez, Neymar i czy mie oczy nie mylą to przecież sam Leo Messi!!!
Proszę państwa mamy cud w Barcelonie, na boisku pojawił się jak uważaliśmy sparaliżowany Messi.

***

Ustawiłem się za kolegami z drużyny wziąłem głęboki oddech i ruszyłem na murawę. Stadion na chwilę zamarł a potem rozległy się krzyki i wiwatowania.
Zaczęliśmy przywitanie z piłkarzami Realu, którzy nie do końca wiedzieli co się dzieje. Na końcu przywitałem się z Cristiano i Marcelo.
-Witaj z powrotem-powiedział Portugalczyk.
-Dzięki i przygotujcie się na przegraną-dodałem ze śmiechem.
-Chciałbyś-powiedział Marcelo i śmiejąc się ruszył w przeciwną stronę.

***

-Mecz się zaczyna, to będzie na pewno spotkanie, którego nikt nie zapomni. Messi znowu olśniewa pokazuje to w czym jest najlepszy.
Na boisku znowu widzimy starego świetnego Leo Messiego!


Mecz zakończył się wynikiem 3-1 dla Barcelony a gwiazdą wieczoru i strzelcem 3 bramek był sam Leo Messi.
Po piłkarzach z Madrytu nie widać rozpaczy, wszyscy nawet odwieczni wrogowie cieszą się z powrotu Barcelońskiej 10.

***

Żegnałem się z piłkarzami Realu, z każdym wymieniłem parę zdań, było cudownie, atmosfera była niesamowita. 
Zauważyłem jak na murawę wbiega mój syn a za nim idzie Julia.
-Cześć mistrzu-powiedziałem i przytuliłem syna.
-Świetnie zagrałeś tato-powiedział maluch z dumą.
-To dla ciebie-powiedziałem i wręczyłem mu piłkę z meczu-leć pograć z przyjaciółmi.
Thiago pobiegł do Enzo i Juniora i razem z resztą dzieciaków zaczęli gać w piłkę.
-Świetny mecz mój mistrzu-powiedziała Julia i uśmiechnęła się.
-Te bramki były dla ciebie-powiedziałem i pocałowałem ją a stadion znowu tego wieczoru oszalał.
-Kocham Cię.
-Ja ciebie też. Leo szykuj się bo rośnie Ci konkurencja.

***

No to mamy koniec inaczej chciałam to zakończyć ale jakoś tak wyszło. Dziękuje wszystkim, którzy czytali mój blog, dziękuję za tyle komentarz i wyświetleń. 
Teraz pozostało mi się z wami pożegnać i zaprosić na nowe opowiadania.
http://nowa-znajomosc.blogspot.com/- tu już jest prolog.
http://trust-true-love.blogspot.com/- a tu dopiero bohaterowie.
Jeszcze raz dziękuje za wszystko.